Byłem dziś w kinie, aby już po raz drugi obejrzeć film „The Social Network”. Kiedy oglądałem go po raz pierwszy, to dosłownie nie mogłem po nim spać (odradzam oglądanie go wieczorem :) ). Otworzył mi oczy na wiele spraw oraz niesamowicie zainspirował do nowych pomysłów.
Od tamtego czasu zacząłem też więcej myśleć o kwestii prywatności w internecie. Okazuje się, że Facebook, największy na świecie serwis społecznościowy, powstał z potrzeby podglądania innych ludzi. Jeśli aż 500 milionów ludzi na świecie zdecydowało się udostępnić dane o sobie, to coś w tym musi być!
Z jednej strony chcemy chronić naszą prywatność, a z drugiej strony jesteśmy ciekawi życia innych. Od dawien dawna ludzie lubią podpatrywać się nawzajem. Jeśli nie robią tego osobiście, to podpytują się u innych. To jest część życia towarzyskiego. Ogromne zainteresowanie prasą brukową i serwisami plotkarskimi bierze się właśnie stąd, że mówią one o życiu prywatnym osób, które znamy.
Prowadząc na przykład blog w internecie w prosty sposób możesz docierać do ogromnej liczby osób. Każdy może natychmiast dowiedzieć się o tobie wszystkiego co tam podasz.
Mark Zuckerberg, twórca Facebooka, dostrzegł potrzebę studentów, którzy chcieli jak najwięcej dowiedzieć się o osobach, które im się spodobały. Dziś pracodawcy sprawdzają pracowników w internecie, przeglądają ich blogi i konta w serwisach społecznościowych.
Sukces w showbiznesie związany jest bardzo mocno z rozgłosem. W filmie Sean Parker (założyciel Napstera) na zarzut Eduardo Saverina, przyjaciela Marka Zuckerberga, dotyczący złej opini o nim w prasie odpowiada: „- A wiesz co piszą o tobie? Nic!”.
Czy to oznacza, że również w biznesie jest tak samo? Czy lepiej jeżeli będą o tobie cokolwiek pisać, niż wcale? Kiedy piszą o tobie lub ty piszesz o sobie samym, to dajesz się lepiej poznać innym. Stajesz się przezroczysty i bardziej godny zaufania. Dzięki temu masz szansę przyciągnąć do siebie więcej wartościowych ludzi. Dzięki temu nie musisz się męczyć z tymi, którzy i tak cię na dłuższą metę nie polubią. A chyba lepiej prowadzić biznes z ludźmi, którzy akceptują to jakim człowiekiem jesteś?
A co ze złymi opiniami na twój temat? Wydaje mi się, że ta zła opinia często się bierze z samego faktu popularności danej osoby. Jeszcze nikt taki się nie urodził, żeby wszystkim się spodobać. Nikt też nie jest bez wad. A więc o każdym można coś napisać źle. Szczególnie jeżeli ktoś jest kontrowersyjny.
Dlatego jestem generalnie zwolennikiem wykorzystania faktu, że każdy może dziś samodzielnie zadbać o swoją popularność. Kiedyś potrzebna była do tego przychylność mediów. Dziś możesz zacząć od Facebooka. Bez grosza przy duszy, bez żadnej popularności i znajomości.
Dziś nie tylko warto, ale wręcz trzeba to robić. Musisz stać się gwiazdą i osobą choć trochę publiczną.
Myślę wyciągnąć z tego również wnioski dla siebie. ;-)
czesc Mirek:)
a slyszalej takie powiedzenie-
„NIKT NIE JEST DOSKONALY:) (… NO PRAWIE NIKT:))…”
Osobiscie temat podgladactwa i facebooka
obieram z lekkim dystansem i rezerwa.
Przedewszystkim informacje w facebooku czy na portalach spolecznosciowych-
ktore mieszcza sie w kategoriach publicznych –
w zadnym razie odwiedzajacych nie sklasyfikowalabym do kategorii podgladaczy.
Ja facebooka mam tylko dzieki koledze-
ktory jest kims kto przywiazuje mocno uwaga do networkow- i tak szczerze – tylko dzieki temu-
popatrzylam, ze to tez jeden ze sposobow komunikacji.
Tylko, ze tak- mi osobiscie facebokk wydaje sie byc pomocny tylko ze prawie tak jak na myspace-
jesli masz czas na o by kreowac swoje zycie on line –
i chociaz czesciowo udzielac sie publicznie:)
to juz jest duzo-
tylko czy gwiazda moga stac sie ludzie tworzacy uklady planetarne, albo przypominajace planety?
Mirku nie kazdy moze byc gwiazda, chociaz rzekomo wszyscy z gwiazd pochodzimy i moze nawet w jakims sensie nimi jestesmy.
Dla mnie internetowy podgladacz to ktos taki-
co w reality bylby odpowiednikiem sasiada z lornetka
obserwujacego jak znajoma opala sie na waleta
w ogrodku albo trzepie dywan:P
Jak dlugo podgladacze sa bezpieczni
to niech to robia, dobry podgladacz nie narusza tak naprawde prywatnosci poniewaz jest tak sprytny ze osoba podgladana o tym nie wie:)
Mirek wyluzuj sie i nie mysl o tym –
aby to nie miec tzw sieciowi:) mani przesladowczej:)
Wyluzuj sie-
jedyne co b bylo godne uwagi dla bezpieczenstwa- to wynajmij kogos innego- aby zrobie rozeznanie
czy nie interesuje sie Toba jakis dobry haker,
poniewaz wtedy tylko trzeba by mu utrudnic prace
i niekoniecznie musialby miec dostep do prywatnych informacji.
A swoja droga wiele gwiazd czy ludzi szukajacych rozglosu by sie moze cieszyla ze ktos sie nimi interesuje…
mi sie jednak wydaje ze niekoniecznie obcy ludzie chcieliby ogladac moj filmy z wakacji
lub czytac wspomnienia o imprezie u Henia ktory jest dobrym kolega Gienia.
Trudno mi okreslic takze jak to wszystko rozwinelo sie facebookiem-
dla mnie zawsze to byla bardziej prv stronka niz publiczna –
nawet gdyby byla publiczna – to i tak wzgledna publika moglaby sie dowiedziec glownie tyle ile jestes w stanie samodzielnie sie zaprezentowac…. no chyba ze na zasadzie partnerskiej dogadalbys sie z innym osobami ze beda Cie promowac –
gdybys Ty zechcial poprowadzic ze mna bloga experckiego na facebooku – znasz juz temat-
no nie byloby to moze tak super jak na world pressie to zawsze mona sprubowac wkoncu informacje i zdjecia mozna przeniesc.
pozdr serdecznie
Kornelia
Zaczę przekornie: „Nic nie musisz, możesz tylko chcieć. Tylko ty decydujesz, kto ma kontrolę nad twoim życiem”. Właśnie przeczytałam artykuł polecony na Twitterze, ale nie zamieściłam go na Facebooku. Artykuł sugeruje sie że życie społecznośiowe ma stać się „normalnością”. To tak, jakby od konta na Facebooku zależało, czy w ogóle dostanie się pracę albo polubi nas bankier. Nie tędy droga.
Woly wybór, wolność umysłu, trzeźwość umysłu – dziś tak częśto tłamszona. „Wszyscy” coś robią, to ja też, bo „modne”, „tak wypada” itd”. Nie, jeżeli ja uznam, że to jest użyteczne, pomoże mi w czymś i mi nie zaszkodzi- wtedy owszem.
A co do popularności – włśnie wtedy staje się przed dylematem. Albo kontrowersyjność, odważna walka o coś, nazywanie rzeczy po imieniu, co jest niepoprawne polityczne, albo gra często pod publiczkę, dla dobra biznesu czy własnej rodziny. Tyle że wtedy często rezygnuje się z części siebie, za cenę popularności.
Ci, co naprawdę zmieniali ten świat, często działali w ogniu ostrego sprzeciwu, nieraz prześladowań – a są pamiętani nawet po śmierci. Nawet, jeżeli ich życie było pełne upadków czy też ginęli w w walce o swoje idee.
Nie popieram skandali i ślepego prezentowania swojego stanowiska. Popieram autentyczność i świadomość ceny, jaką płaci się za bycie osobą publiczną. Bo o „lubieniu” przez dużą liczbę osób decydują trendy lansowane przez media „lubienie przez graczy wysokiego pułapu”- niekoniecznie działających zgodne ze stanem faktycznym i rzeczywiście w interesie jednostki.
Wystarczy popatrzeć, co się stało, gdy ktoś chciał rysować portret Mahometa na Facebooku, gdzie silny protest jednej religii decyduje o tym, czy taka aktywność może zaistnieć, użyli nawet szantazu. I nazwali rzeczy po imieniu. A w innych przypadkach przymknie się oko (jak np. nazywanie w mediach amerykańskich „polskimi obozami koncentracyjnymi” -wybudowanych przez Niemców hitlerowskich, okupujących kraj).
A co do prywatności – znowu wrócę do Google i aplikacji, posługujących się danymi bez wiedzy użytkowników, dla korzyści korporacji – a zwłaszcza tworzenia reklam i odpowiedniej kampanii medialnej (też o tym pisało się niedawno na anglojęzycznych stronach). Żeruje się na ludzkiej chciwości, strachu, zarozumiałości i naiwności. Po udostępnieniu danych do profilu – zero kontroli nad wykorzystaniem informacji przez aplikacje. To, że są darmowe albo korzystanie z YouTube czy gmail – nie znaczy, że nie płaci się ceny. Informacja zwróci się wielokrotnie – np. przy zakupie produktu, który ktoś kupił, wykorzystując reklamę firmy, zobywającą dane o upodobaniach delikwenta.
Jeszcze raz powtórzę – trzeźwa ocena tego, co się wokół dzieje, rozważne podejmowanie decyzji – z myślą o własnym dobru, bez kierowania się ślepo trendami. A używając ich – krytycznie oceniać przed wykorzystywaniem każdej „nowości”. Bo zwykle to, co bazuje na wygodzie, chciwości czy strachu kryje za sobą haczyk manipulacji.
Chyba będzie tak jak było do tej pory.
Jeżeli umiesz w normalnym zyciu sobie radzić,
to poradzić i na FB i w wirtualnym zyciu.
Tak naprawdę niczym się te dwa życia nie różnią.
I w realu i w wirtualu można zabić słowem
lub zyskać przyjaciół.
I tu i tu trzeba mysleć, myśleć. :-)
A że nie wszystko zawsze sie udaje ?
Samo życie. :-)
Krystyno, fantastycznie to ujęłaś!
Mirku własnie wybieram sie do kina w Los Angeles na ten film za twoja namowa. Jestem twoja wierna fanka. Dam znac o moich wrazeniach. A tymaczasem pozdrawiam Cie bardzo serdecznie ze slonecznej Californii.
Kontrowersyjnosc to woda na mlyn w biznesie. Jeszcze sie taki nie urodzil coby wszystkim dogodzil a ci korzy sie spotkali z sukcesem zawsze mieli takze wielu sprzeciwnikow, nawet wrogow.
Jest naturalnie jesli anjade o kims slowa krytyczne kiedy szukam jakichs informacji. Najbardziej mi podpada ktos o kim niczego nie mozna znalezc.
Jesli to jest dojrzala osoba w biznesie, ktora do mnie pisze w jakiejsc sprawie i nie mopge znalezc o tej osobie zadnych informacji, to nasuwaja mi sie takie mozliwosci:
– ten ktos zyje pod jakims kamieniem i nie ma stycznosci z dzisiejszym swiatem, a w biznesie trzeba byc solidnie opoznionym w rozwoju, zeby nie byc w internecie. To nie jest pozytywne
– ten ktos skrzetnie ukrywa co mysli, co ma do powiedzienia – w biznesie mi to ogromnie podpada (choc jesli chodzi o osoby prywatne, to jest to dosc zrozumiale)
– ten ktos jest w ogole jest kims innym niz mowi, ze jest. Na przyklad w moim blogu jest facet ktory bardzo duzo komentuje, ale z google wynika, ze nic innego nie robi poza tymi komentarzami w moim blogu – co jest dossc dziwne i prawdopodobnie oznacza, ze publikuje wlasnie pod falszywym imieniem i nazwiskiem. No, moze istotnie nic innego w zyciu nie robi, ale wobec tego to tez mi ogromnie smierdzi :)
W biznesie jest ogromnie wazne, zeby sie dac innym poznac i dzisiaj juz nie ma wlasciwie wyboru – albo sie dasz innym poznac, albo sie nie utrzymasz w biznesie. Bo nie uda ci sie uzyskac zaufania i zrazisz do siebie ludzi szybciej niz ci sie wydaje.